Ubezpieczenie firmowe – jak i po co?

Na szczęście, jako naród, powoli wyrastamy z tego, że jeśli jakieś ubezpieczenie nie jest obowiązkowe – to go nie mamy. Istotne jest to z kilku powodów. Pierwszym jest to, że ubezpieczalnie wiedząc, że MUSIMY mieć dane ubezpieczenie, niebezpiecznie windują ceny. Drugim, jest „odhaczenie w głowie”, gdy interesujemy się jedynie tym, co obowiązkowe. Jaki tego efekt? Często doprowadza to do sytuacji, w której, gdy dzieje się coś poważnego, musimy radzić sobie z własnych środków. Problem pojawia się, kiedy nasze środki są niewystarczające. Niestety, szkody tego typu najczęściej zdarzają się w przypadku działalności gospodarczych, a najbardziej cierpią firmy jednoosobowe oraz te zatrudniające niewielką ilość osób.

Weźmy może przykład z życia wzięty – zapalił się dystrybutor z wodą (tak, jest to możliwe!). Ogień strawił nie tylko samo urządzenie, ale również cały sprzęt w biurze. Nie wspominając już o tym, że pomieszczenie było wynajmowane. Szczęście w nieszczęściu, że nie zajął się cały budynek. Czy przedsiębiorca był ubezpieczony? Niestety, były ważniejsze kwestie niż kilkaset złotych rocznie – nowy sprzęt, remont pomieszczenia… Teraz sprzęt warty ok. 100.000 zł jest nie do odzyskania. Właściciel obiektu również policzył sobie za szkody związane ze zniszczeniami lokalu. Co wystarczyło? Ubezpieczenie „All risk” sprzętu, na który często wydajemy całe oszczędności życia, albo gorzej, wzięliśmy pożyczkę firmową.  Oczywiście, połączone z OC najemcy, aby pokryć szkody z naszej winy na rzecz właściciela – koszt między 300-500 zł ROCZNIE.

Nie jest to reklama jakiegoś konkretnego ubezpieczenia, bo szczerze – nie jestem wielkim zwolennikiem jakichkolwiek ubezpieczeń – tylko budowania firmowej rezerwy finansowej. Problem polega na tym, że często firmy nie posiadają rezerwy na 6 miesięczne koszty stałe firmy, a co dopiero na większe wydatki, jak ponowny zakup sprzętu. Wybieram więc mniejsze zło, jakim jest zabezpieczenie zewnętrzne – które najlepiej znaleźć ze specjalistą (najlepiej Planerem Finansowym), który dobierze odpowiednią ofertę dla nas.

Jeszcze jedna sytuacja powoduje, że idę na układ z ubezpieczalnią – oszczędność 500 zł rocznie przez 100 lat daje nam 50.000 zł – czyli np. połowę wartości sprzętu z przykładu powyżej. Nawet jeżeli mogę pozwolić sobie na fakt nie posiadania ubezpieczenia – to wolę je mieć, żeby nie zamrażać środków (np. 100.000 zł), ale je zainwestować albo rozwijać firmę. Dodajmy do tego ostatnią inflację 8,6%. Utrzymanie takiej rezerwy kosztuje mnie około 8.000 zł rocznie (dużo droższe „ubezpieczenie” niż 500 zł…).

Oczywiście jest tylko jedna sytuacja, z którą nie da się dyskutować i realnie ubezpieczenie nie jest potrzebne – święte przekonanie, że nic się nie wydarzy. Zastanawia mnie tylko, dlaczego firmy bankrutują albo mają ciężką sytuację – pomimo „świętego przekonania”. Niestety, na to nie znalazłem jeszcze odpowiedzi.
W przypadku, w którym jednak bezpieczeństwo firmy i oszczędności są dla nas istotne polecam poczynić następujące kroki:
1. Skontaktować się z Planerem Finansowym lub innym specjalistą.
2. Określić ryzyka w firmie – najlepiej w ramach kompleksowej analizy firmowej i prywatnej.
3. Określić wysokość budżetu na składkę oraz realną wartość zabezpieczenia.
4. Być w stałym kontakcie z Planerem lub innym specjalistą. Pomoże on w przypadku, gdy coś się wydarzy w rozmowach z ubezpieczalnią. 

W zależności od branży, procesu działania, miejsca pracy, pracowników, etc. – podczas analizy wprawny Planer może zwrócić uwagę na różne zagrożenia. Nie mniej, warto zainteresować się takimi kwestiami, jak:
– ubezpieczenie sprzętu „All risk” (czyli od wszystkich ryzyk – nawet tych z kategorii rażącego niedbalstwa),
– OC – w razie odszkodowania dla klientów czy kontrahentów, pracowników,
– OC najemcy – za szkody powstałe przy wynajmie,
– Assistance – wsparcie fachowców do danej szkody (np. elektrycy, prawnicy, hydraulicy etc) czy wydarzenia,
– ubezpieczenie nieruchomości, która jest własnością firmy i/lub wykonywana jest tam działalność,
–  inne.

Na końcu warto wspomnieć o zasadzie – taniej nie znaczy lepiej – ona również dotyczy, w przeważającej części, sektora ubezpieczeń.